Wymiana polsko-węgierska

Wymiana polsko-węgierska 30.03-5.04.2007

Nasi węgierscy przyjaciele przyjechali do nas w piątek 30. marca. Tym razem przybyło jedenastu chłopców – niektórych znaliśmy z zeszłorocznej wymiany. Jak widać Wrocław i Polska spodobały się im, skoro postanowili przyjechać do nas po raz drugi. Nasi koledzy uczą się w męskiej szkole w Budapeszcie, której liczba uczniów dochodzi do piętnastu tysięcy. Szkoła nazywa się Ujpesti Ket Tanitasi Hyelvu Muszaki Szakkozepiskola es Gimnazjum i została założona w 1927 roku. Ponieważ język węgierski jest dla nas magią, a język polski również nie jest językiem międzynarodowym i łatwym dla obcokrajowców, od razu musieliśmy wykorzystać to, czego dotychczas nauczyliśmy się na lekcjach języków obcych. I wcale nie było to łatwe. Ta wymiana i sytuacje, w których nie mogliśmy się porozumieć, pokazały też to, co od dawna usiłują wpoić nam rodzice i nauczyciele. Uczmy się języków obcych! – teraz jesteśmy o tym przekonani.

Piątek goście spędzili w naszych domach – był to chyba najtrudniejszy dzień dla całych rodzin, ponieważ dopiero łamały się lody, trzeba było oswoić się z obecnością gościa i tak zapewnić mu czas, aby czuł się u nas dobrze.
 
W sobotę zorganizowaliśmy ognisko, na którym spotkali się wszyscy uczestnicy wymiany, a w niedzielę zwiedziliśmy Wrocław. Miasto podczas naszego spaceru było urocze i trzeba przyznać, że wiele czaru dodała wiosenna pogoda. Zobaczyliśmy wszystkie kościoły, poznaliśmy ich krótką historię, zwiedziliśmy Uniwersytet z Aulą Leopoldyna na czele, która zachwyciła swym przepychem. Spacerowaliśmy po Ostrowie Tumskim, zerknęliśmy do Muzeum Narodowego i na sam koniec weszliśmy po 365 schodach na wieżę kościoła św. Elżbiety – po kilku godzinach zwiedzania był to nie lada wyczyn!
 
W niedzielę przypadał Prima Aprilis i w tym dniu za sprawą jakiś chochlików Wrocław przybrał niecodzienną szatę. Ulice zmieniły swoje nazwy (np. ul. Rzeźnicza została przemianowana na Wegetariańską, a ul. Więzienna na ul. Swobody), szermierz przed Uniwersytetem nie był już nagim młodzieńcem ze szpadą – ktoś zatroszczył się bowiem o jego przyodziewek. Wszystko to bardzo bawiło nas i naszych gości. Po południu spotkaliśmy się na boisku szkolnym i zagraliśmy towarzyski mecz piłki nożnej.
 
W poniedziałek, z samego rana wyjechaliśmy w naszą dwudniową podróż. W zeszłym roku nasi goście zobaczyli Kraków, Wieliczkę i Oświęcim. Tym razem chcieliśmy pokazać im inną stronę Polski. Zaprosiliśmy ich w Góry Stołowe
 
W pierwszym dniu naszej wyprawy zwiedziliśmy kopalnię złota w Złotym Stoku – przechodziliśmy oryginalnymi korytarzami kilkanaście metrów pod ziemią, widzieliśmy jak wytapia się sztabki, wyrabia monety i papier. Następnie pojechaliśmy zwiedzić Park Zdrojowy w Dusznikach i posmakować wód, które niestety nie przypadły naszym gościom do gustu (lub smaku). Kolejnym etapem były góry, które swym widokiem i licznymi serpentynami zachwyciły naszych gości. Na Szczelińcu było świetnie – mieszanka zmęczenia i dobrej zabawy rozpoznawania kształtów skał i przeciskania między nimi, trochę wiosny i trochę zimy w szczelinach, do których nie dotarło słońce.
Ten dzień zakończył się w Kudowie Zdrój, ale po przyjeździe nie od razu poszliśmy spać – czekała nas jeszcze półtoragodzinna rozrywka w Aqua Parku „Wodny Świat”. Przed nami była jeszcze noc, która o dziwo przebiegła bardzo spokojnie – czyżby nasze zmęczenie dało się we znaki?
 
We wtorek zwiedziliśmy Kudowę – kolejny raz zasmakowaliśmy w wodach mineralnych i kolejny raz wykrzywiły się nasze buzie od nadmiaru metali w tej wodzie. Postanowiliśmy jednak ufać w walory zdrowotne tych źródeł.
Następnie zwiedziliśmy Kaplicę Czaszek w Czermnej i spacerem przeszliśmy do Gospodarstwa Ginących Zawodów. Zaprezentowano nam sztukę garncarstwa, sami również mogliśmy ulepić i udekorować nasze garnki. Podziwialiśmy też rękodzieła sztuki ludowej oraz zobaczyliśmy w jakich piecach wypieka się tradycyjny wiejski chleb – co więcej, zajadaliśmy się tym chlebem i smalcem własnej roboty. Następnie usiedliśmy przy ognisku, usmażyliśmy kiełbaski i delektowaliśmy się naszym obiadem w skansenie.
W drodze powrotnej zwiedziliśmy Wambierzyce, a późnym popołudniem byliśmy już we Wrocławiu.
 
Środa (4.04) była naszym ostatnim dniem w szkole. Rozpoczęła się zajęciami sportowymi (siatkówka, koszykówka, piłka nożna – każdy mógł odnaleźć coś dla siebie), a zakończyła słodką uczta, którą przygotowaliśmy dla naszych gości. Oprócz życzeń wesołych świąt, które zbliżały się wielkimi krokami, Węgrzy otrzymali od nas wielkanocne ręcznie malowane jajka.
I tak zakończyła się oficjalna część naszej wymiany. Chłopcy pozostali w naszych rodzinach do czwartkowego poranka – środę spędziliśmy zatem w zależności od tego, jakie atrakcje przygotowały polskie rodziny.
 
W czwartek pożegnaliśmy naszych węgierskich przyjaciół, ale nie było tak smutno, ponieważ w sierpniu spotkamy się w Budapeszcie – na co bardzo czekamy.

OsiedleMaslice

Archiwa

Losowe artykuły

Czujnik powietrza